Cud przyrody pod samą Warszawą. Wystarczy pół godziny drogi
Żeby zobaczyć jedno z najbardziej niesamowitych wrzosowisk Europy, wcale nie trzeba jechać do Wielkiej Brytanii. Wszystko mamy praktycznie pod nosem. W Mostówce, oddalonej od stolicy Polski o zaledwie kilkadziesiąt kilometrów drogi, co roku na przełomie sierpnia i września kwitnie unikatowe w regionie, gigantyczne wrzosowisko. Spieszcie się – jeśli chcecie zobaczyć ten cud przyrody jeszcze w tym roku, to praktycznie ostatnia okazja.
Nigdy nie słyszeliście o tym miejscu? To tak jak prawie wszyscy, bo Mostówkę łatwo pominąć. Niewielka osada położona wśród lasów iglastych, która równie dobrze mogłaby być słynnym i drogim letniskiem, sprawia wrażenie zatrzymanej w czasie, żeby nie powiedzieć, że zapomnianej. To paradoks – bo Mostówka i w ogóle gmina Zabrodzie mają wszystko, czego takie miejsce może potrzebować do rozwoju.
Po pierwsze – bliskość do miasta. Mostówkę od centrum Warszawy dzieli w linii prostej nieco ponad 40 kilometrów. Poza tym jest doskonale skomunikowana. Wzdłuż gminy ciągnie się droga ekspresowa S8, a na pół przecina ją linia kolejowa nr 6. Obie trasy łączą Warszawę z Białymstokiem. Co wręcz absurdalne, linia kolejowa przecina nie tylko gminę, ale i wrzosowiska. Tysiące pasażerów podróżujących pociągami Intercity oraz Kolei Mazowieckich nawet nie zdają sobie sprawy, że jadą po wydmie, którą zewsząd otaczają wrzosy.
Taka jest jednak rzeczywistość. O tych sięgających horyzontu polach wrzosów mało kto wie, choć małe stanowiska tych pięknych roślin wdzierają się nawet w głąb miejscowości, w okolice stacji kolejowej. To ona stanowi centrum mostówkowego wszechświata. Ale wystarczy przejść kilkaset metrów na północ, żeby znaleźć ten mały (a może raczej duży) cud.
Droga na wydmy lucynowsko-mostowieckie (to tak duży teren, że ciągnie się także poza granicami Mostówki) wiedzie właśnie wzdłuż torów. To piaszczysta trasa, na którą lepiej nie zapuszczać się zbyt nisko zawieszonym autem. Ale też nie trzeba iść daleko. Bo kiedy kończy się asfalt, a zaczyna się piaszczysta droga, już pojawiają się pierwsze wrzosy.
Niewiele dalej las znika, a pojawiają się coraz rozleglejsze wydmy. A razem z nimi wrzosy po horyzont. To widok, który trudno racjonalnie wytłumaczyć. Miejscowość – wydawałoby się – pośrodku niczego, a tu taka niespodzianka.
– To unikatowe miejsce. Chyba jedyne takie w Polsce, a na pewno w regionie i jedno z większych w Europie – tłumaczy mi Zdzisław Bocian, sekretarz gminy Zabrodzie. I dodaje: – Mostówka przed wojną była uzdrowiskiem. Panuje tam specyficzny mikroklimat.
No właśnie, kiedyś uzdrowisko, a dzisiaj nieznana wieś. Bocian przekonuje mnie jednak, że władze Zabrodzia chcą wypromować wydmy. Jest zresztą przekonany, że nasza wizyta mu w tym pomoże.– Zaczęliśmy to propagować z dość ciekawym skutkiem. Na naszym gminnym Facebooku mieliśmy około 17 tysięcy odsłon. Wrzuciliśmy kilka zdjęć, widać zainteresowanie. Codziennie jest tam kilkadziesiąt samochodów, ludzie chodzą tam. Choć teraz zbiera się grzyby – opowiada zadowolony.
Nie do końca zdaje sobie chyba sprawę, że te siedemnaście tysięcy na Facebooku to tyle, co nic. Ale rzeczywiście na wydmach ludzie są. Pojawiam się tam z Renatą Kmiecik z Ligi Ochrony Przyrody. To mieszkanka Mostówki i znawczyni wydm. W trakcie naszego spaceru po okolicy zewsząd słychać krzyki rozbawionych dzieci.
– Wycieczki z okolicznych szkół przyjeżdżają tu często – twierdzi pani Kmiecik. – Wrzosowiska to ponad 70 hektarów. Cały teren pod ochroną (chodzi o Naturę 2000 – red.) zajmuje ponad 300 hektarów. To wydmy, lasy. Było ponad 400, ale ścięto teren z północy – mówi mi. W jej głosie ewidentnie słychać żal do decydentów za tę decyzję.
Szybko dowiaduję się, że ten teren powstał całkowicie naturalnie. – Morze tu było kiedyś przecież – tłumaczy pani Kmiecik. Po wielkiej wodzie zostały jałowe ziemie i właśnie wydmy. Środowisko idealne dla wrzosów. Kmiecik wyciąga kartkę z opisem wydm (własnego autorstwa) i jednym tchem omawia tutejsze bogactwo przyrodnicze. Rosną tu w sumie 384 gatunki roślin, w tym wiele chronionych i rzadkich.
Ale wrzosowiska to nie wszystko. Poza wszechobecnym wrzosem, który rośnie po obu stronach torów kolejowych, szczególnie cenne są mącznica lekarska oraz... piasek. Mącznica to wiecznie zielona roślina, która często rośnie pod wrzosem, więc z pozoru nawet jej nie widać. Można znaleźć jednak jej odkryte stanowiska – tak jak na poniższym zdjęciu.
– W Europie Zachodniej zanikła kompletnie. To wiecznie zielone rośliny, które pięknie kwitną i mają czerwone owoce latem. Liście są lekarstwem na choroby dróg moczowych. To największe stanowisko tej rośliny w Polsce. Rośnie w płatach po 100-200 metrów kwadratowych – tłumaczy Kmiecik.
Z kolei piasek jest cenny z powodu swojej jakości. – To piasek szklarski. Niemcy w czasie wojny wywozili go stąd do Niemiec, bo jest rzadkiej krystaliczności. Nawet tory tu były, wciąż widać nasyp.
A to wszystko na wyjątkowo czystym terenie. Choć wrzosy można podziwiać jedynie przez krótki fragment roku, na wydmach można coś zobaczyć o każdej porze roku.
Zimą jest tu podobno wyjątkowo pięknie – wszechobecna szarość i biel śniegu kontrastują z wiecznie zieloną mącznicą. Wiosną kwitną konwalie i znowu mącznica, a także inne kwiaty. Późne lato to wrzosy, a jesień mieni się w barwach złota, czerwieni i brązów.
Miejscowi podkreślają, że kto raz pojawił się na wrzosowisku, ten jeszcze na nie wróci. Wyświechtany frazes, który akurat tym razem może mieć sens. Zabrodzie rzeczywiście jest nieznane i choć gmina chciałaby je rozreklamować wśród Polaków, być może dlatego przyciąga jak magnes. Bo znają je tylko nieliczni, wręcz wtajemniczeni. I zawsze mogą tam odnaleźć spokój.
Tak było choćby z... Janem Pawłem II. Mało kto wie, że Wojtyła, jeszcze jako kardynał, lubił tu spędzać swoje wakacje. A konkretnie w klasztorze w pobliskim Gaju, który upodobał sobie jeszcze bardziej Prymas Polski Stefan Wyszyński. Wojtyła był tu jego gościem. Obu duchownym dni zlatywały na wędrówkach po okolicznych lasach. Wrzosowisko w Mostówce z pewnością nie było im obce. W klasztorze w Gaju zachował się pokój Wyszyńskiego. W stanie nienaruszonym.
Mostówka ma jednak swoje problemy. Wrzosowiska przede wszystkim nie są odpowiednio chronione. Choć to obszar objęty programem Natura 2000, program w praktyce chroni siedliska ptaków i zwierząt. Roślinność jest objęta tutaj ochroną tylko “przypadkiem” – jeśli akurat bytują w niej wspomniane gatunki.
– Wydmy są w obszarze Natury 2000, więc to już jest dobrze – zarzeka się optymistycznie sekretarz Bocian. Ale w Mostówce tak naprawdę przydałby się rezerwat, a na jego stworzenie nie ma większych szans. Problem to oczywiście struktura własnościowa terenu. – Po to, żeby był rezerwat, potrzebna jest zgoda wszystkich właścicieli, a tu jest ich bardzo wielu – tłumaczy Kmiecik.
Kilkadziesiąt hektarów kupiła gmina Wyszków, sporo posiadają także Lasy Państwowe. Ale to kropla w morzu tutejszych potrzeb. Na szczęście gmina chce jakoś ucywilizować teren. Dzisiaj wielu turystów nawet nie wie, jak dostać się na wydmy. Szukają porad w nawigacji samochodowej albo w lokalnym sklepie, który działa koło stacji kolejowej, bo oznakowania tutaj brak. Można przypadkiem trafić w to wyjątkowe miejsce i nawet nie wiedzieć, że cokolwiek je wyróżnia.
– Chcemy to miejsce ucywilizować, przynajmniej na terenie gminy Zabrodzie. Oznakować drogę a także postawić tablicę, która nakazywałaby pewne zachowania w tym miejscu – mówi Bocian.
Sekretarz gminy nieprzypadkowo mówi o edukacji ludzi. W Mostówce jest bowiem podobnie jak w Tatrach, kiedy zaczynają kwitnąć krokusy. Ludzie zamiast podziwiać wrzosowisko z wcześniej udeptanej drogi, rozdeptują je. Niektórzy upodobali sobie tutejsze wydmy do szaleństw na quadach. Ani jedno, ani drugie nie sprzyja wrzosom.
– Mamy od niedawna posterunek, policjanci jeżdżą, patrolują. Sprawdzają, czy przypadkiem quady nie jeżdżą po wydmach. Korzystając, oglądając, zadbajmy o to, żeby nie niszczyć – mówi i dodaje: – Na Facebooku widziałem, jak osoba trzyma w ręku wyrwane wrzosy. A to wszystko jest pod ochroną. Tak, niech ludzie oglądają, po to to jest, ale tak, żeby tego nie zniszczyć i nie zadeptać.
Ale z drugiej strony sekretarz chce, żeby wrzosowisko odwiedzało jak najwięcej osób. Dla niego to prosta kalkulacja: nic tak nie promuje gminy, jak ten teren.
– Promocja będzie się opłacała gminie. To miejsce niedaleko Warszawy, a jak obwodnica Marek zostanie oddana, to będzie jazdy praktycznie 15 minut. Mamy nadzieję, wręcz prawie pewność, że ludzie będą się tutaj osiedlać, także ze względu na te urokliwe miejsca – podsumowuje Bocian.
Kto chce jednak zobaczyć to miejsce jeszcze w tym roku, powinien jechać dosłownie teraz. To już koniec września, następna okazja dopiero za rok.
Tekst: Piotr Rodzik
Zdjęcia: Maciej Stanik