Nowa bitwa o Westerplatte
Politycy PiS rządową aneksję Westerplatte tłumaczą tym, że tę część Gdańska uczyniono “śmietnikiem”. Sprawdziliśmy na własne oczy, czy ma to coś wspólnego z prawdą.
Podszyta germanofobią nagonka na Gdańsk to nie tylko skandaliczna okładka pisma “Sieci”, na której twarz prezydent miasta Aleksandry Dulkiewicz umieszczono tuż obok swastyk.
Tygodnik uważany za jeden z medialnych organów partii rządzącej przeprowadził jedynie małą bitwę w całej wojnie wypowiedzianej gdańszczanom. Czyli jednej z najbardziej niechętnych PiS społeczności nad Wisłą.
Inny front w walce przeciw Gdańskowi otworzyli osobiście politycy PiS. Jarosław Sellin niedawno z mównicy sejmowej dał gdańszczanom do zrozumienia, by “przyzwyczaili się”, że polskim rządem jest ekipa z Nowogrodzkiej.
Tak ten rodowity gdynianin triumfował po przegłosowaniu w Sejmie specustawy, która pozwoli obozowi “dobrej zmiany” przejąć kontrolę nad Westerplatte.
Jeszcze niedawno motywowanie takiej “rządowej aneksji” części miasta hasłami typu “Gdańsk chce do Niemiec” czy “gdańszczanie niszczą symbole polskości” uznano by za objaw czystego szaleństwa.
Sytuacja w Polsce eskalowała jednak tak bardzo, że dziś część elektoratu takie zagrania polityków niestety podchwyciła.
A skoro narracja działa, to w Gdańsku musimy być gotowi na to, iż staniemy się jednym z głównych celów starań o podgrzanie wojny polsko-polskiej przed wyborami parlamentarnymi.
Zakładam jednak, że nie wszyscy w Polsce łykają bezrefleksyjnie to, co słyszą z machiny propagandowej rządu i chciałbym Wam pokazać, jak wygląda prawda.
– Tam przeważnie był śmietnik. Serce krwawi, gdy się to widzi – oburzał się prezydencki rzecznik Błażej Spychalski w niedawnym wywiadzie dla Polskiego Radia.
W ten sposób w imieniu Andrzeja Dudy udzielał on PiS wsparcia w walce z Gdańskiem o kontrolę nad tym wyjątkowym miejscem-symbolem, jakim jest Westerplatte.
– Twierdzenie, że Westerplatte to jakiś śmietnik, jest nieprawdziwe, to propagandowe kłamstwo, takie samo jak to, że Polska w 2015 r. była w ruinie – stanowczo odpowiadał na łamach “Gazety Wyborczej” prof. Paweł Machcewicz.
Czyli człowiek, któremu Donald Tusk osobiście powierzył stworzenie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a którego z tej placówki tuż po zdobyciu władzy usunęła “dobra zmiana”.
Kto więc okłamuje Polaków w sprawie stanu miejsca, gdzie naziści zadali najważniejszy z ciosów rozpoczynających II wojnę światową?
Medialna logika nakazywałaby, bym choć chwilę przetrzymał czytelników w niepewności co do tego, jak wygląda prawda. Skala podłości w walce z miastem, które kolejny obóz rządzący uznał za zagrożenie dla swej pozycji, jest jednak zbyt wielka, by silić się na takie zabiegi.
Tych, którzy twierdzą, że Westerplatte jest miejscem zapomnianym, zaniedbanym, czy stanowiącym dla gdańszczan „śmietnik”, naprawdę nie można nazwać inaczej niż pozbawionymi skrupułów propagandzistami.
Zapomniana ta część Gdańska nie była bowiem nigdy. Nawet w czasach komuny, a tym bardziej po tym, gdy pewien wąsaty stoczniowiec doprowadził do przywrócenia Polsce wolności.
Owszem, kto na Westerplatte był ostatni raz z wycieczką szkolną w latach 90-tych, ten mógł zapamiętać je jako miejsce nieco „zarośnięte” i otoczone kiczowatymi straganami.
Zarówno władze miejskie, jak i rząd miały wtedy ważniejsze problemy na głowie. Najpierw trzeba było inwestować w to, co dawało miejsca pracy i hamowało biedę. Kto chciałby wydawać miliony na “pamięć historyczną” i pomniki, tego wywiezionoby na taczce.
W okresie brutalnych przemian daleko od ideału bywało także tu. To jednak zamierzchłe czasy, które skończyły się mniej więcej wówczas, gdy władzę w Gdańsku obejmował Paweł Adamowicz.
Westerplatte to cześć Gdańska wyjątkowa, ale też trudna. Wbrew temu, co sugerują politycy „dobrej zmiany” nazywający prezydent miasta „Frau Dulkiewitsch”, nie o historię w tych trudnościach jednak chodzi.
Westerplatte od zawsze reprezentuje portową twarz Gdańska. Nie jest to typowe pole bitwy, w którym łatwo wytworzyć nastrój do zadumy. “Muzealny” obszar jest wciśnięty między jednostkę wojskową (gdańską siedzibę GROM) a nabrzeże.
Tak było też przed wojną, gdy istotna była również plaża i miejsce to miało status małego kurortu. To ze względu na wojskowo-portowy charakter jedno z pierwszych uderzeń nazistów zostało wycelowane właśnie w Westerplatte.
Miejsce to trudno także wpisać na mapę łatwego przepływu turystów odwiedzających Gdańsk. Na Westerplatte z Głównego Miasta raczej nikt się nie przespaceruje się ot tak.
Słynny pomnik przypominający o dramacie II wojny światowej i heroizmie żołnierzy walczących z hitlerowskim reżimem jest oddalony od centrum Gdańska o ponad 10 km.
Trzeba tu dotrzeć komunikacją miejską, jednym ze statków lub tramwajów wodnych, skorzystać z ofert wycieczkowych lub dotrzeć własnym autem (co też dawno przestało być ryzykownym pomysłem, gdyż okiełznano ceny parkingów).
Pomimo tego nawet w mniej pogodne dni i poza sezonem na Westerplatte nigdy nie jest pusto. Twierdzić, że to miejsce zapomniane mogą więc tylko kłamcy.
Zdjęcia i tekst:
Jakub Noch
Tło dźwiękowe:
Fragment wystąpienia śp. prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza na Westerplatte z 1 września 2016 roku