Witajcie w krainie czarownic i zniszczonych zamków
To najstarsze góry w Polsce.
Żeby pojechać w góry, wcale nie trzeba na ten cel brać urlopu. Ba – nie trzeba nawet poświęcać na to całego weekendu. Góry Świętokrzyskie oraz ich okolice to idealne miejsce nawet na jednodniowy wypad. O ile nie boicie się czarownic i demonów.
Byliście kiedyś w tym miejscu? Pewnie tak, bo przecież Góry Świętokrzyskie to alfa i omega szkolnych wycieczek. Na tyle niskie, że dzieciaki z młodszych klas spokojnie dadzą radę. Na tyle blisko centrum Polski, że można spokojnie tam ruszyć z Wielkopolski czy z Mazowsza. Albo z południa na północ, bo i taka jest możliwość.
My sami ruszyliśmy w podróż właśnie z Warszawy. Droga wiedzie niemalże prosto na południe i praktycznie w całości drogą ekspresową. Dlatego już nieco po ponad dwóch godzinach meldujemy się na miejscu. Blisko – i dlatego z wielu miejsc Polski w Góry Świętokrzyskie warto pojechać nawet na jeden dzień.
W drogę wybraliśmy się Skodą Octavią w wersji Scout – oczywiście z napędem 4x4. Czy przydał się? Oj, i to bardzo. Na pewno zauważyliście wszyscy, że w tegorocznym maju pogoda nas delikatnie rzecz ujmując nie rozpieszczała. I właśnie z Warszawy ruszyliśmy po prostu w strugach deszczu.
W takich warunkach tylko napęd 4x4 gwarantuje pełną kontrolę nad autem. Po prostu. Nawet w Warszawie dostrzegałem różnicę, kiedy byłem w stanie ruszyć dynamicznie spod świateł, bez mielenia kołami w miejscu. Tak zwyczajnie. Z kolei już w trasie przy wyższych prędkościach pokonywanie łuków było zupełnie takie, jakby było… sucho. Więcej trudności sprawiały mi wycieraczki, które musiały zebrać dużą ilość deszczu.
Warto też zwrócić uwagę na silnik w Octavii Scout 4x4, którą ruszyliśmy na wycieczkę. Dwulitrowa jednostka TSI generuje aż 190 koni mechanicznych, co w połączeniu z dużym momentem obrotowym (320 Nm) sprawia, że jazda jest po prostu szybka, komfortowa i… bezproblemowa.
W trakcie podróży dobitnie przekonałem się też, jak działa Front Assist. To brzmi jakbym sobie to wymyślił na potrzeby tekstu, ale w trakcie podróży (i to lewym pasem drogi ekspresowej) przede mną znalazł się pan, który chciał nagle zjechać na prawo na pas... zjazdowy. A więc tak naprawdę przeciął dwa pasy ruchu. Ot, zagapił się. I zaczął hamować i skręcać. Ja zareagowałem szybko, ale asystenci bezpieczeństwa w naszej Octavii byli jeszcze szybsi.
Zgodnie z prognozami w świętokrzyskiem na szczęście jednak nie padało. Naszą przygodę rozpoczynamy w Świętej Katarzynie. To swoiste centrum turystyczne tego regionu u podnóża Łysogór – jednego z pasm Gór Świętokrzyskich i zdecydowanie najwyższego. Jest tutaj kilka punktów z pamiątkami, kilka barów, a nad całością niewielkiej miejscowości góruje klasztor zakonu klauzurowego bernardynek.
W jego pobliżu znajduje się wejście na szlak prowadzący na Łysicę. Co się jeszcze nam rzuca w oczy? Jesteśmy w tygodniu, więc brak indywidualnych turystów. Za to autokarów stoi co najmniej kilka, a na szlaku spotykamy kilka wycieczek szkolnych. Góry Świętokrzyskie wciąż nie wyszły ze szkolnej mody.
Już na samym początku szlaku natrafiamy na tajemnicze źródełko. Wiąże się z nim legenda o dwóch siostrach, które mieszkały w zamku na szczycie Łysicy. Agata była młodsza, spokojna, kochała przyrodę. Z kolei starsza Jadwiga nudziła się w zamku. Kochała gwar, tańce, zabawy.
Pewnego razu o gościnę w zamku miał poprosić młody rycerz. Jadwiga chętnie go przyjęła, oboje pokochali się z wzajemnością. Agata natomiast była na uboczu. Dalej wolała spędzać czas na łonie przyrody. W końcu Jadwiga wpadła na szatański pomysł – chciała zgładzić swoją siostrę i panować w zamku z młodym rycerzem.
Mężczyzna przystał na jej plan i pewnego poranka zakradł się do jej komnaty, aby ją zrzucić z zamkowej wieży. Agaty już jednak nie było – wstała i ruszyła w las, aby powitać nowy dzień. Jadwiga jednak nie poddała się i do dzbana miodu dolała trucizny.
Ich plan jednak nie powiódł się. Gdy Agata wracała do zamku, niebo zasnuły czarne chmury. W zamkową wieżę uderzył piorun, a sam zamek rozpadł się na tysiące kamieni. Dzisiaj są one w Górach Świętokrzyskich po prostu wszędzie. Agata długo szukała siostry i jej kochanka, ale nigdy ich nie odnalazła. Zapłakała rzewnymi łzami i tak powstał strumień, który stąd wypływa. Miejscowi wierzą, że ta woda ma leczniczą moc dla oczu.
Tyle legendy. Sama Łysica to najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Wznosi się na wysokość 612 metrów nad poziomem morza, a samo przewyższenie to 240 metrów. Jest to więc przygoda nawet dla najmłodszych, a trasę można pokonać nawet szybciej niż w zapowiadaną na tabliczkach informacyjnych godzinę.
Nie to, żeby było łatwo. Po pierwsze: jeśli pojedziecie tam po dłuższych opadach (tak jak my), przygotujcie się na dużo śliskiego błota. Po drugie: przygotujcie się na jeszcze więcej jeszcze bardziej śliskich kamieni. Po trzecie: sprawdźcie, czy wzięliście górskie buty. Ja zapomniałem i zasuwałem pod górę w zwykłych.
A jak już wspomniałem, kamieni w Górach Świętokrzyskich nie brakuje. To właśnie tutaj znajdziecie słynne gołoborza, czyli pozbawione roślinności rumowiska skalne. Według geologów to efekt wietrzenia skał, ale ja im niespecjalnie wierzę. Każdy w okolicy wie, że to to przez przylatujące tu na sabaty diabły i czarownice.
Na samym szczycie Łysicy dzisiaj jednak po mocach nie z tego świata ani widu, ani słychu. Jest za to… mnóstwo wycieczek szkolnych. Panuje tu gwar, który wręcz dziwi po podróży szlakiem na szczyt. Tam słychać jedynie ptaki.
Z Łysicy możemy wrócić do Świętej Katarzyny lub ruszyć dalej w stronę Świętego Krzyża, który w przeszłości był znany jako Łysa Góra. To jednak już konkretna wycieczka – według tablicy nawet siedem i pół godziny. To właśnie na Łysej Górze – drugim najwyższym szczycie Gór Świętokrzyskich, dzisiaj bardziej znanym jako Święty Krzyż – miały się zbierać demony.
Dzisiaj w tym miejscu, w którym bardzo długo odbywały się pogańskie obrzędy, znajduje się klasztor, który w średniowieczu był najważniejszym sanktuarium w Polsce. Stracił na znaczeniu dopiero po tym, jak “karierę” zrobiła Jasna Góra. W klasztorze znajdują się relikwie Drzewa Krzyża Świętego, a przed bitwą pod Grunwaldem pielgrzymował tu sam Władysław Jagiełło.
To miejsce to jednak nie tylko religia. Choćby w czasach carskich znajdowało się tutaj więzienie uważane za jedno z najcięższych w Polsce. Tutaj też zsyłano “księży zdrożnych”. To duchowni skazani za pijaństwo czy inne występki.
Jak tu trafić? Szlakiem prosto z Łysicy. To jednak dość długa droga, więc równie dobrze można wrócić do samochodu i… objechać całe pasmo gór. Na początku szlaku po wschodniej stronie Gór Świętokrzyskich znajduje się duży parking.
My jednak obiecaliśmy sobie, że będzie to jednodniowa wycieczka – więc po zdobyciu jednego szczytu ruszyliśmy nie na kolejny szczyt, a do Bodzentyna. To miejscowość jeszcze średniowieczna, co widać na miejscu aż nadto. Bo choć mieszka tu nieco ponad dwa tysiące osób, na wzniesieniu górującym nad miasteczkiem jest dość duży rynek.
Z rynku już kilka kroków do romantycznych ruin zamku biskupów krakowskich. Zbudowano go w drugiej połowie XIV wieku, popadł w ruinę po 1814 roku. Ma jednak dużą historię. 19 czerwca 1410 roku był tutaj przy okazji pielgrzymki na Święty Krzyż wspomniany już król Władysław Jagiełło. A potem ruszył na Krzyżaków.
Kres jego świetności to 1642 rok, kiedy powstał nowy pałac biskupów w Kielcach. W XVIII wieku upaństwowiono go i przeszktałcono w spichlerz i szpital wojskowy. Po 1814 opuszczono go – niegyś piękny zamek stał się źródłem… budulca dla okolicznej ludności. Odbudowy nie ma co się spodziewać – został zabezpieczony jako trwała ruina.
Już wyjeżdżając z Bodzentyna postanowiliśmy jeszcze sprawdzić możliwości napędu 4x4 w Octavii Scout. O tym, że się świetnie sprawdza w Karoqu czy Kodiaqu, już Was w naTemat przekonywaliśmy.
To jednak trochę inna sytuacja. Octavia Scout, choć podwyższona, oczywiście nie jest pełnoprawnym autem terenowym i wcale nie mamy zamiaru udawać, że tak jest. Przy jednej z lokalnych dróg postanowiliśmy się przejechać po łące.
Przed wjazdem poprosiłem kolegę, żeby sprawdził teren. Czy to przypadkiem nie jest jakieś bagno. Zrobił dwa kroki w wysoko porośniętą trawę, dotknał podłoża ręką i uznał, że jest okej.
Wjechałem i już dosłownie kilka metrów dalej okazało się jednak, że wszystko jest grząskie i po prostu podmokłe. Octavia w wersji Scout poradziła sobie jednak bez żadnych trudności. To może nie jest więc auto do podróży wzdłuż nurtu grząskiej rzeki, ale nie zawiedzie Was w 99 proc. codziennych sytuacji. Czy to objazd, czy kiepski dojazd na działkę, czy może macie swój własny las, z którego czerpiecie drewno - napęd 4x4 w Skodzie daje po prostu pewność.
Na koniec dnia ruszyliśmy jeszcze do Kielc. Choć to miasto wojewódzkie, dzisiaj wielu osobom kojarzy się z miejscem “po drodze” z Warszawy do Krakowa. Nic bardziej mylnego. Kielce to miasto z długą historią, zadbaną, kameralną starówką, wreszcie z dużą ilością zabytków - na czele z monumentalnym pałacem biskupów.
I tu uwaga, choć pewnie niespecjalnie zaskakująca. Na miejscu jest niebywale ciasno, jak przystało na starówkę. Ale od czego jest park assist w Skodzie.
Tekst i zdjęcia: Piotr Rodzik
Wideo: Stefan Ronisz
Artykuł powstał przy współpracy ze Skoda Polska.